Po raz pierwszy spotkałem go właśnie w Gazie. Wycofał się tu urażony wykluczeniem go z palestyńsko-izraelskich negocjacji, których przecież był inicjatorem. Wszak to przy okazji spotkań zainicjowanych przez ekipę Abu Mazina Arafat prowadził rozmowy, które zakończyły się podpisaniem porozumień z Oslo. Przyjechałem do Gazy z Urim i Rachelą Avnery oraz kilkorgiem przyjaciół, wśród których była również reżyserka filmowa, Simone Bitton. Znała Mahmuda Abbasa od dawna, jeszcze z czasów, gdy kręciła film dokumentalny na temat pierwszych spotkań między Izraelczykami a Palestyńczykami. Podczas gdy proces pokojowy w Oslo trwał w najlepsze, Abbas, człowiek numer dwa w OWP, nie przestawał krytykować tego, co uważał za niebezpieczną pułapkę… w którą sam przecież miał wpaść. Długo i cierpliwie wyjaśniał, dlaczego negocjacje, które nie mają jasno określonych założeń, mogą doprowadzić co najwyżej do utworzenia izraelskiego protektoratu, a warunki wstępnego porozumienia staną się najpewniej warunkami ostatecznymi.
Abu Mazin jest uprzejmym i prostolinijnym człowiekiem i ma w sobie tyle samo werwy, co pracownik prowincjonalnego urzędu gminy. Stanowi przeciwieństwo charyzmatycznego przywódcy, jakim bez wątpienia był Jasir Arafat, o którym nawet przeciwnicy mówili, że ma niezwykły dar zjednywania sobie sympatii tak rozmówcy, jak i swojego narodu. Kilka tygodni po wypadku lotniczym, z którego przewodniczącemu OWP udało się wyjść cało, mój znajomy zapytał jednego z przywódców Fatahu, kto stanąłby na czele organizacji, gdyby Arafat w tym wypadku zginął. Wobec milczenia rozmówcy mój znajomy podsunął „Abu Mazin?”. Odpowiedzią był wybuch śmiechu. „Abu Mazin?! Opowiem panu pewną historię. Przed kilkoma tygodniami odwiedziłem go w jego domu w Gazie. Minęło pół godziny, a on nawet nie zaproponował mi kawy. Zdziwiony zapytałem: Abu Mazinie, nie poczęstujesz mnie kawą? Przeprosił mnie i osobiście poszedł do kuchni przygotować kawę. I wie pan, co mi przyniósł? Nescafe! Przecież człowiek, który serwuje swoim gościom kawę rozpuszczalną, nie może zostać następcą Abu Ammara (Jasira Arafata)!” Nie ulega wątpliwości, że Abu Mazin nie jest urodzonym przywódcą i nie posiada umiejętności porywania tłumów.
A jednak właśnie on po śmierci Jasira Arafata stanął na czele palestyńskiego ruchu narodowego i został prezydentem Autonomii Palestyńskiej. Został wybrany na to stanowisko przez Amerykanów i Izraelczyków, lecz również przez własny naród, dla którego stanowił szansę na kontynuację linii poprzednika, a jednocześnie zerwanie z tym, co tak bardzo drażniło Amerykanów i Izraelczyków. Mundur polowy i ogniste deklaracje o świętej Jerozolimie jako odwiecznej stolicy państwa palestyńskiego ustąpiły miejsca trzyczęściowemu garniturowi i umiarkowanym wypowiedziom. Co zresztą wcale nie przeszkodziło Szaronowi bojkotować Abu Mazina, podobnie jak bojkotował jego poprzednika.
„W przeciwieństwie do nieustępliwego Arafata, Abbas jest miękki” – piszą izraelscy komentatorzy i rzadko kiedy z ich słów przebija uznanie. Nie ulega wątpliwości, że Abbas chce dobra swojego ludu, podobnie jak z pewnością chciał go marszałek Petain, który był przekonany, że po klęsce militarnej najlepszym wyjściem dla Francuzów będzie współpraca z Niemcami. Gdy nieodżałowany Edward Said przyrównał Jasira Arafata do Philippea Petaina, prowadziłem z nim wielokrotnie długie dyskusje i pochlebiam sobie, że przekonałem go, by odrzucił to niefortunne porównanie. Sytuacja Arafata w ostatnich latach jego życia i zakaz opuszczania Ramallah za to, że nie poddał się w Camp David, świadczą o tym, że choć był gotów iść na bolesne ustępstwa, nie chciał jednak przekroczyć pewnej granicy, za którą niezależność narodowa przekształca się w zwykłą kolaborację z okupantem, czy gorzej jeszcze – w wojnę domową. Jasir Arafat przeszedł do historii jako człowiek, który zapobiegł wojnie domowej w Palestynie, nawet jeśli społeczność międzynarodowa skazała go za to na polityczną izolację.
Wydaje się, że dla Abu Mazina ta granica nie istnieje. Obecny przewodniczący OWP z pokorą przyjmuje fakt, że to Stany Zjednoczone decydują o rozwoju wypadków oraz przyszłości Autonomii i jest przekonany, że palestyński ruch narodowy nie ma innego wyjścia, jak podporządkować się Waszyngtonowi. Wobec prowadzonej przez neokonserwatywną administrację amerykańską polityki globalnej wojny prewencyjnej uległość Abbasa ma katastrofalne skutki dla Palestyny: walkę z okupantem zastąpiły dziś represje wymierzone w Hamas, który przecież – przypomnijmy raz jeszcze – zdobył większość głosów w ostatnich wyborach.
Czy ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić Jasira Arafata udającego się na obiad do rezydencji izraelskiego premiera i całującego się z nim na powitanie i pożegnanie przed kamerami międzynarodowych stacji telewizyjnych i to w momencie, gdy w wyniku całkowitej blokady Strefy Gazy tamtejsza ludność stoi wobec totalnego kryzysu humanitarnego?
Na pierwszym kanale izraelskiej telewizji oglądałem w tym tygodniu reportaż o nowotworzonych siłach bezpieczeństwa podległych palestyńskiemu prezydentowi. Pokazano najpierw członków milicji, którzy uczą się hebrajskiego i wyjaśniają, że to kwestia priorytetowa, ponieważ muszą się porozumiewać z izraelskimi policjantami. Potem, dowódca oddziałów bezpieczeństwa opowiadał z dumą izraelskim dziennikarzom, że podczas rajdu na powiązaną z Hamasem placówkę kulturalną udało się zniszczyć wszystkie zgromadzone tam książki… łącznie z egzemplarzami Koranu. Program kończył się relacją na żywo z przesłuchania dyrektora zaatakowanej placówki. Wyglądało ono zupełnie tak samo, jak przesłuchania prowadzone przez izraelskich śledczych, które członkowie palestyńskiej milicji musieli znać z własnego doświadczenia… Zrobiło mi się niedobrze.
Nie należę do osób, które szafują określeniem „kolaborant” i potrafię odróżnić kompromis od kompromitacji. Nie oceniam pochopnie, jednak po przemyśleniu całej sprawy jestem przekonany, że zrywając wszelkie kontakty między Zachodnim Brzegiem a Strefą Gazy i wzywając Izrael do uszczelnienia blokady Gazy, Abu Mazin przekroczył granicę. Kwestią otwartą pozostaje pytanie, jak daleko jest w stanie się posunąć. Jak właśnie przekonuje się palestyński prezydent, raz przekroczywszy granicę, nie można nie brnąć dalej. Po tym jak rozbił Autonomię Palestyńską i wystawił ją na niebezpieczeństwo wojny domowej, oczekuje się od niego, że zaakceptuje tymczasowe granice palestyńskiego państwa, które okrajają Zachodni Brzeg z 10-15 % jego terytoriów oraz uzna Izrael za „państwo żydowskie” czy też „państwo narodu żydowskiego”. Tym sposobem palestyński przywódca miałby uznać nie tylko istniejące państwo, lecz również projekt syjonistyczny i jego prawomocność.
W ostatnich dniach ludność Zachodniego Brzegu masowo wyszła na ulice, by zaprotestować przeciwko temu kolejnemu kompromitującemu ustępstwu. Również w tej sytuacji Abu Mazin pokazał, że jest w stanie posunąć się daleko, aby spełnić oczekiwania swoich nowych przyjaciół. Rozkazał bowiem otworzyć ogień do demonstrantów, w wyniku czego w Hebronie zginęła jedna osoba, a ponad sto odniosło rany.
Abu Humus, palestyński taksówkarz, który wozi ekipę Centrum Informacji Alternatywnej11 między Jerozolimą a Betlejem, jest mistrzem w lawirowaniu między murem i blokadami dróg. Jest również członkiem Fatahu, znanym i szanowanym w swojej dzielnicy Isawijja, we Wschodniej Jerozolimie. Przed kilkoma dniami powiesił w swojej taksówce duże zdjęcie Jasira Arafata, co nie ułatwia mu sytuacji podczas kontroli przeprowadzanych na drodze przez izraelskie wojsko. Zapytałem go: „Dlaczego nagle, dwa lata po śmierci przewodniczącego, powiesiłeś w swojej taksówce jego portret?” Odpowiedział: „Żeby przypomnieć sobie i innym, że możemy mieć przywódców, którzy w imię naszej niezależności i godności gotowi są ryzykować życiem i pozbawieniem wolności. Abu Ammar przewraca się dziś w grobie i przeklina tego, który niweczy jego dziedzictwo i sprzedaje nasze prawa za pół porcji falafelu.” Tak powiedział Abu Humus, głos narodu palestyńskiego.
____________________________________________________________________________
11 Alternative Information Center (AIC) to izraelsko-palestyńska organizacja, której celem jest rozpowszechnianie informacji, wyników badań i analiz politycznych na temat społeczeństw izraelskiego i palestyńskiego oraz trwającego między nimi konfliktu.
Fragment książki Michela Warschawskiego „Izrael i polityka planowego zniszczenia”, 2008
Przełożyła: Ewa Cylwik